WSTYDLIWA HISTORIA LASEK
Każdego
roku w styczniu, kiedy ma grać Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, w mediach
społecznościowych pojawiają się wspomnienia o Marku Kotańskim (1942-2002) –
twórcy m.in. Monaru i Markotu, polskim psychologu, terapeucie, organizatorze
wielu przedsięwzięć mających na celu zwalczanie patologii społecznej i pomaganie
osobom uzależnionym od alkoholu, narkotyków, zakażonym wirusem HIV, byłym
więźniom czy osobom bezdomnym.
Trzeba
jednak pamiętać, że w 1992 roku Kotański w Laskach chciał podobnie jak
wcześniej w innych miejscowościach na terenie Polski utworzyć dwa domy dla
chorych na AIDS, jednak i tutaj nie udało mu się wygrać walki ze stereotypami,
przyzwyczajeniami i ludzką niechęcią.
Nie
jestem do końca pewien, czy zostało to opisane w książce Przemysława Bogusza
"Kotan. Czy mnie kochasz?", ale na pewno zostało to uwiecznione w Polskiej
Kronice Filmowej nr 28/1992. Wydanie to rozpoczyna się od informacji filmowej
dotyczącej trudnej, ale jakże wspaniałej, codziennej pracy w Zakładzie
(Ośrodku) dla Niewidomych w Laskach, po czym kolejne kadry filmowe opisują
jakże odmienne sceny, które rozgrywały się tuż obok (dziś to ulica Podleśna).
Stowarzyszenie MONAR w Laskach prowadziło prace remontowe w dwóch willach,
gdzie miały zamieszkać dzieci-nosiciele wirusa HIV wraz z rodzinami
zastępczymi. Pieniądze na ten cel miały pochodzić od amerykańskiej fundacji
pomocy humanitarnej, a uroczyste otwarcie placówki w Laskach miało nastąpić w lipcu
1992 r. Przecięcia wstęgi miała dokonać ówczesna Pierwsza Dama USA Barbara
Bush, która tego lata wraz ze swoim mężem, prezydentem USA Georgem Bush'em miał
przylecieć do Polski z oficjalną wizytą.
Do
zaplanowanej dużo wcześniej uroczystości jednak nie doszło, bo protesty
mieszkańców Lasek nie dopuściły do zasiedlenia budynków. "Nie uśmiercajcie
nas za życia!", "Kotański katem Lasek i okolic", "Nie
wciskaj nam trumny do naszych domów", głosiły transparenty przygotowane
przez mieszkańców, a czarne flagi wywieszone na ulicach ostrzegały przed
AIDS'ową zarazą. Budowa, a właściwie remonty, które były realizowane pod
eskortą policji nie ustrzegły budowli przed aktami wandalizmu, bowiem co rusz
wybijane tam były szyby w oknach. Obawa przed "czarną zarazą" zakończyła
się pożarem jednej z willi i choć prawdopodobną przyczyną mogły być wyładowania
atmosferyczne (w tym dniu przez Laski przetoczyła się potworna burza), to
prokuratura badała sprawę m. in. pod kątem umyślnego podpalenia. Mieszkańcy
komentując płonący budynek wskazywali, że był to "palec boży". Dom
pomimo interwencji strażaków spłonął, a sam Kotański po tym incydencie zmienił
sposób działania, tj. kolejne ośrodki Monaru zaczął organizować z daleka od
osad, na tzw. odludziu. Mieszkańcy Lasek znów mogli spać spokojnie.
Od
tamtych wydarzeń minęło już prawie 30 lat, ale jak to bywa w ludowych
powiedzeniach - historia lubi się powtarzać. Wówczas organizatorzy protestów
rozsiewali plotki o strzykawkach walających się wokół ośrodka oraz o tym, że
"AIDS spłynie Wilgą przez Garwolin aż do Wisły" (mowa tu oczywiście o
jednej z wcześniejszych lokalizacji domu Monaru).
Dziś
mieszkańcy mają inne problemy, a rozwinięta demokracja i rozwój techniki
nauczyły społeczeństwo jeszcze bardziej walczyć o swoje i skuteczniej
protestować, w tym m. in. za pomocą mediów społecznościowych. Obecnie, podobnie
jak wówczas w Laskach, także organizowane są protesty, wywieszane są banery,
tworzą się nieformalne grupy i różnorakie stowarzyszenia, przyjeżdżają także
różne stacje radiowe i telewizyjne.
Wówczas
był to strach przed HIV, który w tamtych czasach zgodnie z rozpowszechnioną
"ludową" wiedzą miał być przenoszony każdą możliwą drogą (m. in.
przez komary i wspólną deskę klozetową). Dziś, z perspektywy 3 dekad należy
zadać sobie pytanie, czy działania destrukcyjne i protesty były adekwatne do
realnego zagrożenia?
Michał
Starnowski, fot. PKF
Komentarze
Prześlij komentarz